Nie tak to miało wyglądać... Milan zremisował 3:3 z Cagliari. Bardzo słaba gra defensywy Rossonerich i szalony wynik – tak można podsumować grę podopiecznych Paulo Fonseki.
W weekendowym wydaniu Sportweek (La Gazzetta dello Sport), Yacine Adli udzielił obszernego wywiadu, w którym opowiedział o swojej przygodzie z Milanem. Poniżej prezentujemy zapis rozmowy z 23-letnim pomocnikiem Rossonerich.
Na początek twoje imię: czy ma ono jakieś konkretne znaczenie?
"Nie, tata wybrał Yacine, bo tak nazywał się pisarz, Kateb Yacine, Algierczyk pochodzenia berberyjskiego (Berberowie stanowią rdzenną ludność Afryki Północnej) tak jak moi rodzice. Był symbolem algierskiego ruchu oporu przeciwko dyktaturze (Algierski Ruch Narodowowyzwoleńczy)".
Kiedy twoi rodzice przybyli do Francji?
"Mój ojciec miał 9 lat. Kiedy moja mama miała 18 lat, wrócił do Algierii i zabrał ją ze sobą".
Więc znali się już wcześniej?
"Nie, ale pochodzą z tego samego małego miasteczka. Istnieje pewna historia o ich spotkaniu: ważna kobieta z tego miasta, związana z moją rodziną przepowiedziała, że mój ojciec, gdy już dorośnie, poślubi moją matkę. I tak się stało".
Na szczęście, kiedy ją zobaczył, twój ojciec polubił twoją matkę?
"Tak, rzeczywiście. Moja mama Ouiza jest wyjątkowa".
Dlaczego?
"Bo to prosta osoba. Wiele wzorowała się na swoim ojcu, rolniku, który był dla mnie przykładem: cały swój czas poświęcał pomaganiu innym. Dawał pieniądze tym, którzy ich nie mieli, nie oczekując niczego w zamian. Jego hojność zainspirowała moją rodzinę".
W Villejuif, na przedmieściach Paryża, gdzie dorastałeś, założyłeś stowarzyszenie noszące twoje imię…
"Chciałem czegoś, co pomogłoby innym, zwłaszcza dzieciom, i byłoby przydatne dla społeczeństwa, ale prawda jest taka, że nie wiedziałem dokładnie, co robić. Powiedziałem więc mojej najlepszej przyjaciółce: stwórzmy coś, co dotrze do wszystkich, młodych i starszych. Na przykład co roku organizujmy turniej piłki nożnej, aby pomóc szpitalowi Gustave Roussy, który znajduje się w Villejuif i specjalizuje się w leczeniu raka. W 2012 roku moja siostra zachorowała na nowotwór: dzięki Bogu i opiece, jaką otrzymała w tym szpitalu, wyzdrowiała. Zamierzam więc nadal prowadzić działalność charytatywną na rzecz Gustave Roussy, aby mogła pomagać wielu innym osobom".
Czy twój ojciec Abdenour nadal pracuje?
"Już nie. Pracował całe życie, nawet jak był dzieckiem. A kiedy zacząłem zarabiać grając w piłkę nożną, powiedziałem mu: wystarczy, odpocznij. Jestem dumny, że dałem mu szansę, aby przestał. Wykonywał tysiące prac, głównie jako sprzedawca, podróżując po całej Francji".
Bardzo dobrze mówisz po włosku: czy dużo się uczyłeś tego języka?
"Wcale nie. Od pierwszego dnia, kiedy przyjechałem, uczyłem się przez mówienie. A kiedy popełniałem błędy, prosiłem ludzi, aby mnie poprawiali, aby przyspieszyć moją naukę".
Rodzeństwo?
"Jedna starsza siostra i jeden starszy brat. Zawsze mnie chronili i udzielali dobrych rad. Dzwonię do nich codziennie".
Jakie miałeś dzieciństwo?
"Dzielnica, w której się wychowywałem, była popularna i wieloetniczna. Nie ukrywam, że było też niebezpiecznie. Wokół mnie panowała przestępczość, ale moi rodzice robili wszystko, żeby trzymać mnie z daleka od wszelkich niebezpieczeństw i skupiać się wyłącznie na szkole, sporcie i innymi rzeczami, które nie pozwalały mi spędzać zbyt wiele czasu na ulicy, ryzykując w ten sposób zrobienie czegoś głupiego. Ojciec zapisał mnie na muzykę i nauczyłem się grać na skrzypcach, trenowałem judo i grałem w szachy i oczywiście dużo piłki nożnej. Mama co wieczór chodziła po okolicznych boiskach, żeby zobaczyć, gdzie jestem i zabrać mnie do domu. Zawsze grałem, ale bez obaw i presji: dla mnie piłka była sposobem na dobrą zabawę i szansą na kontakt z przyjaciółmi".
Nie byłeś pianistą? Jest wideo, na którym grasz i śpiewasz Bella Ciao. Jak się o tym dowiedziałeś?
"Moja siostra przekazała mi pasję do gry na fortepianie, miała lekcje w domu. Bella Ciao nauczyłem się, oglądając Money Heist (Dom z papieru). Ale moim ulubionym instrumentem pozostają skrzypce".
Nadal grasz?
"Nie, straciłem kontakt. Potem przy dwójce dzieci, trzyletnim chłopcu i półtorarocznej dziewczynce, staja się to trudne do zrealizowania. Ale nie jest pewne, czy zacznę od nowa, wcześniej lub później".
I szachy?
"Gram online z kilkoma kumplami, szczególnie z Pulisicem. Jest lepszy ode mnie".
Inne pasje?
"Dużo czytam, również teksty religijne. Dla mnie nauka jest nieskończona, więc od każdego zawsze można się czegoś nauczyć: z książek i od ludzi, których spotkamy. A ponieważ lubię się uczyć, zawsze mam oczy szeroko otwarte i uszy gotowe do słuchania".
Czy mimo tego, co mówisz, czujesz się inny niż prototyp piłkarza, jakiego sobie wyobrażamy, zainteresowanego tylko samochodami, kobietami i ubraniami?
"Nie wiem, czy jestem inny. Czuję się normalnym człowiekiem, który stara się czynić dobro. Czasami zapominamy, że piłka nożna pozostaje sportem. Oczywiście niesie ze sobą dużą presję i wiele zainteresowań, proponuje ważne cele, ale to nie życie. Piłka nożna to dla mnie pasja i praca, jestem piłkarzem, ale przede wszystkim jestem mężczyzną. I właśnie taki chcę być przydatny dla swojej rodziny i społeczeństwa. Aby odnieść sukces, czasami rola piłkarza musi zostać odłożona na bok. Pieniądze mamy, ale to nie wszystko i prawdą jest, że szczęścia nie dają, nie dają wiary ani kochającej rodziny, w której towarzystwie dobrze się czujemy. To są rzeczy, które się odnajduje samemu. A znajdziesz je tylko wtedy, gdy zrozumiesz, jaki jest twój ostateczny cel w życiu. Dla niektórych jest to gra w piłkę nożną i skupiają się tylko na tym. Nie widzę tego w ten sposób".
O czym rozmawiasz z kolegami z drużyny?
"O wszystkim, a przede wszystkim rozmawiam ze wszystkimi. Wolę rozmawiać o życiu, trudnościach, które napotykamy, wyzwaniach, przed którymi stoimy. Staram się dawać dobry przykład i dawać dobre rady. Ważne jest, aby spojrzeć na wszystko z odpowiedniej perspektywy: mamy szczęście, że udało nam się zamienić pasję w pracę, dlatego musimy uzbroić się w cierpliwość, gdy sprawy nie układają się dobrze i patrzeć nie na tych, którzy radzą sobie lepiej, ale na tych, którzy są niżej od nas, zadowoleni z tego, co mamy".
Czy rozmawiasz także o religii, będąc muzułmaninem?
"To się zdarza, ale nigdy nie będę tym, który zacznie taką rozmowę. Jeśli mnie zapytasz, odpowiem. Ale wiara to sprawa osobista, nigdy ci nie powiem, że musisz wierzyć. Oczywiście rozmawiam o religii z moimi muzułmańskimi kolegami z drużyny lub z chrześcijanami, takimi jak Giroud czy Maignan: porównujemy nasze religie i odkrywamy, że mają ze sobą wiele wspólnego. Każdego dnia staramy się pomagać sobie nawzajem w pokazywaniu najlepszej wersji siebie".
A gdyby twoje dzieci pewnego dnia powiedziały: 'nie wierzę'. Jakbyś zareagował?
"Moi rodzice nie zaszczepili we mnie wiary. To Berberowie, pochodzą z gór, to nie jest część ich kultury. Wiarę odkryłem sam. To samo tyczy się moich dzieci: nie mogę być tym jedynym, który da im światło, aby objawić im prawdę. Jako ojciec wykonam swoją pracę, resztę pozostawię w rękach Boga".
Czy pseudonimy, którymi się do ciebie zwracają: 'Mozart' lub 'Malarz' napawają cię dumą czy zawstydzają?
"Jeśli ktoś nazwie mnie Mozartem lub Malarzem, daję mu do zrozumienia, że jestem Yacine i tyle. Nie przeszkadza mi to. Podobnie, jeśli ktoś mówi mi: jesteś zły, nie umiesz grać - ja wtedy nie słucham. Powtarzam, na dobre i na złe: staram się pozostać pośrodku, nigdy nie czując się zbyt szczęśliwy na komplement ani zbyt rozczarowany krytyką".
Trafiłeś do serc kolegów i fanów Milanu i robiłeś to od samego początku, nawet gdy nie grałeś. Czy wytłumaczyłeś sobie całe to uczucie?
"Myślę, że żyjemy w fałszywym świecie: pokazujemy to, czego ludzie oczekują lub w co chcą wierzyć. Ale ci, który mnie znają, wiedzą, że pokazuję się takim, jakim jestem. Nie robię niczego, by zadowolić innych. W szatni jestem ten sam, który po zwycięstwie skacze i śpiewa pod trybunami. Ta miłość do Milanu jest szczera i wybuchła we mnie spontanicznie, nie kontrolowałem tego. A kiedy kocham, daję z siebie wszystko. Kiedy słyszę śpiew 80 000 fanów, przechodzą mnie dreszcze i czuję się jak jeden z nich. A w okresie, kiedy nie grałem, zachowywanie się jak fan sprawiało, że czułem, że żyję".
Którą przyśpiewkę lubisz najbardziej?
"Bandito and Forza Diavolo alè".
A kiedy cały stadion wykrzykiwał twoje nazwisko po twoim pierwszym golu w koszulce Milanu (14 stycznia w meczu z Romą)?
"Dostałem dreszczy, prawie płakałem. Po tym wszystkim, przez co przeszedłem, był to wyjątkowy moment".
Czy jako dziecko oglądałeś Milan?
"Nie, ponieważ w moim kraju nie oglądamy zbyt często Serie A. To mój ojciec oglądał Milan. Jego idolem był van Basten".
Czy kiedy nie grałeś, wątpiłeś w swoje umiejętności?
"Nigdy. Wtedy bym odszedł. Ale jakoś, jaką wkładam każdego dnia w swoją pracę, dodawała mi pewności siebie. Wiedziałem, że wziąć czegoś mi brakuje, ale wiedziałem też, że coś nadchodzi. Starałem się ciężko pracować, nie marnować czasu i patrzeć przed siebie".
Czego ci wówczas brakowało?
"Trochę adaptacji taktycznej i fizycznej. Nie jestem osobą, która zbytnio przygląda się danemu meczowi, ale teraz mówią, że znacznie się poprawiłem, szczególnie w defensywie. A ponieważ jestem jeszcze młody, jestem pewien, że będę się nadal doskonalił".
Kto z twoich kolegów z drużyny był w tamtym okresie ci najbliższy?
"Wszyscy. Czuję bliskość z Bennacerem, który ma algierskie korzenie tak jak ja, lub Theo, Giroudem i Maignanem. Są Francuzami tak jak ja, ale tak naprawdę nie robię rozróżnień. A potem moi koledzy z drużyny. Nie miałem powodów do zmartwień: ani razie nie pojawiłem się w Milanello z zawiedzionym wyrazem twarzy".
Jakim typem piłkarza jesteś?
"Jestem typowym zawodnikiem: potrafię grać jako głęboko osadzony rozgrywający, jako ofensywny pomocnik, grałem jako lewoskrzydłowy i fałszywa dziewiątka".
Co oznaczał dla ciebie grill, który zorganizowałeś na zakończenie sezonu w swoim domu dla kolegów z drużyny i trenera?
"Właściwie trener nie został zaproszony, bo oznaczałoby to zaproszenie także całego jego sztabu i zajęlibyśmy wówczas trzy domy (śmiech). Byli koledzy z drużyny i ich rodziny, wszyscy przyszli. Otrzymałem potwierdzenie szacunku, jaki okazują wobec mnie. Tego dnia spodziewałem się deszczu, a zamiast tego pojawiło się słońce. Uznałem to za znak. Piękny dzień, który jeszcze bardziej zbliżył całą grupę".
Który z kolegów z drużyny najbardziej cię zaskoczył?
"Gabbia. W zeszłym sezonie grał bardzo mało, wciąż więcej ode mnie (śmiech), ale się nie poddał. Potem przeszedł do Villarrealu i wrócił ze znacznie większą pewnością siebie".
A kto jest najzabawniejszy?
"Florenzi. Wcześniej dużo śmiałem się z Sandro Tonalim".
Dlaczego wybrałeś reprezentację Francji, a nie Algierii?
"Ponieważ reprezentacja Francji stoi na wysokim poziomie. Algieria również ma zawodników na wysokim poziomie. Rozmawiałem z trenerem Belmadim, trzygodzinna rozmowa telefoniczna, podczas której przez pięć minut rozmawialiśmy o piłce nożnej, a resztę o życiu i odkryłem, że podoba mi się jego sposób widzenia. Potem opuścił reprezentację i moim zdaniem sprawy się pogorszą. Pozostaję fanem Algierii, ale jako piłkarz wybieram Francję".
Zakończmy tematem Mediolanu. Co ci się podoba w tym mieście?
"Nie wychodzę zbyt często, ale miło jest pójść z dziećmi do Parco Sempione. Czasem przechadzam się po Montenapoleone, żeby choć trochę poczuć się piłkarzem (śmiech). Przede wszystkim chodzę do meczetu, gdzie nie postrzegają mnie jako piłkarza, ale jako zwykłego człowieka. I to jest dla mnie bardzo dobre".
-Dlaczego?
-Bo to prosta osoba.
Nawet zabawnie to wyszło :)
Chociaż zawsze można obstawić czy kiedyś tu wróci :>
Nawet mógłbym się założyć, że go tu nie zobaczymy :>
Tzeentch3 -Jakoś w Juve kibice na Fagioliego nie marudzą a tez rok nie gra .Piłkarsko Tonali dawał nam balans między Defensywa a ofensywą .