HELLAS WERONA – AC MILAN 0:1
Skromna wygrana podopiecznych Paulo Fonseki na Stadio Marcantonio Bentegodi. Jedynego gola w 56. minucie meczu zdobył Tijjani Reijnders.
W szerokiej kadrze reprezentacji Włoch na trwające właśnie Mistrzostwa Europy znalazło się miejsce dla zawodników aż dziesięciu włoskich klubów. Swoich przedstawicieli mają nawet Torino, Hellas Werona czy Genoa. Niestety, wśród 31 nazwisk, które rozważał Luciano Spaletti próżno szukać jakiegokolwiek piłkarza AC Milanu i nikt nie może być tym faktem zdziwiony. W kadrze Rossonerich nie ma bowiem ani jednego nazwiska, o które można byłoby się pokłócić i którego brak na niemieckim turnieju byłby choć niewielkim zaskoczeniem dla opinii publicznej.
Niewygodne fakty
Squadra Azzurra od zawsze opiera się na zawodnikach grających na boiskach Serie A. Nie inaczej jest tym razem - tylko trzech z powołanych na EURO 2024 graczy, na co dzień występuje poza granicami Włoch. Tak było na każdym dużym turnieju w ostatnich latach. W szerokiej kadrze, ogłoszonej w maju selekcjoner znalazł miejsce dla sześciu piłkarzy Interu, czterech Romy, trzech Torino, Napoli i Juventusu, dwóch Lazio, Atalanty i Bolognii, a także po jednym z Hellasu i Genoi. Dodatkowo przed turniejem, ze względu na dwie kontuzje stoperów, dowołany w trybie awaryjnym został Federico Gatti, środkowy obrońca Juventusu. Aż dziesięć klubów Serie A ma swojego reprezentanta w barwach Italii na trwające EURO.
Niestety nawet przez chwilę nikt na poważnie nie mógł rozważać żadnego piłkarza Rossonerich. Bo tak naprawdę nie miał kogo rozważać. Ostatnimi, którzy pojawili się na boisku w barwach reprezentacji byli Alessandro Florenzi, Davide Calabria i Tommaso Pobega. Miało to miejsce kolejno: 11 czerwca, 14 czerwca i 26 września 2022 roku. Był jeszcze oczywiście Sandro Tonali, który w marcu 2023 roku nadal stanowił ważną część kadry. On jednak kilka miesięcy później wyjechał do Anglii, a obecnie nie ma nawet statusu zawodowego piłkarza, ze względu na wielomiesięczne zawieszenie z powodów pozasportowych. Za chwilę miną więc dwa lata od ostatniego występu któregokolwiek z obecnych zawodników Rossonerich w barwach reprezentacji narodowej. I nic nie zapowiada, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.
Kiedyś to były czasy
Reprezentacja Włoch jest ewenementem na światową skalę. Od zdobytego Mistrzostwa Świata w 2006 roku w dwóch kolejnych turniejach zakończyła swoją przygodę na fazie grupowej, by do dwóch kolejnych w ogóle się nie zakwalifikować. Nie przeszkodziło to Azzurrim osiągać w międzyczasie znakomite wyniki na mistrzostwach kontynentu. Dość powiedzieć, że dwa blamaże w eliminacjach mistrzostw globu rozdzieliło wygranie EURO 2020 (rozgrywanego w 2021 roku). Na prawie każdy turniej selekcjonerzy zabierali pokaźną grupę piłkarzy reprezentujących barwy AC Milanu. W 2006 roku mistrzami świata zostało aż pięciu Rossonerich – Gennaro Gattuso, Andrea Pirlo, Alessandro Nesta, Filippo Inzaghi i Alberto Gilardino. Do ćwierćfinału EURO w 2008 roku dotarli ponownie Gattuso i Pirlo, a także Massimo Ambrosini. Pierwsza dwójka również dwa lata później reprezentowała kadrę na Mundialu w RPA, wzmocniona Gianlucą Zambrottą. Wicemistrzami Europy w turnieju rozgrywanym w Polsce i Ukrainie zostali Ignazio Abate, Alessandro Cassano i Antonio Nocerino. Abate, wraz z Mattią de Sciglio i Mario Balotellim byli we włoskiej kadrze na kolejnym wielkim turnieju, rozgrywanym na brazylijskiej ziemi.
Dwa lata później, grający obecnie w Juventusie prawy obrońca był jedynym reprezentantem Rossonerich na EURO 2016, co mogło i powinno dać pierwszy niepokojący sygnał wszystkim odpowiedzialnym za kierunek w jakim zmierza Milan. Potwierdzeniem stało się EURO 2020, które Włosi wygrali przy wielkiej pomocy Gianluigiego Donnarummy. Niemniej, poza nim, na darmo było szukać kogokolwiek związanego z czerwono-czarnymi barwami, a sam Gigi już trzy dni po zwycięskim finale oficjalnie zmienił klubowe barwy. W kadrze Włoch na turniej znajdowali się wówczas oczywiście inni zawodnicy, niegdyś związani z Milanem, jak Bryan Cristante, Manuel Locatelli i Matteo Pessina. Od dłuższego czasu kontynuowali oni jednak swoje kariery poza Mediolanem, co jest tematem na inną opowieść.
Niepokojąca tendencja
W 2013 roku Milan zanotował ostatni dobry wynik w lidze w poprzednim dziesięcioleciu, zajmując na koniec sezonu trzecie miejsce. Najczęściej w wyjściowym składzie pojawiało się sześciu-ośmiu rodzimych zawodników. Od tamtego momentu Rossoneri zaczęli notować coraz gorsze rezultaty. Oczywiście głównym powodem nie jest to, że klub stopniowo coraz rzadziej stawiał na włoskich piłkarzy. Składowych takiej sytuacji było mnóstwo, jednak nie można zupełnie zignorować tego, że polityka transferowa minionej dekady, pod kątem sprowadzania graczy urodzonych na Półwyspie Apenińskim, w wielu przypadkach była całkowicie niewytłumaczalna.
Do klubu oczywiście przychodzili solidni włoscy ligowcy, jak Alessio Romagnoli czy Giacomo Bonaventura. Trafiali też piłkarze, którzy w momencie transferu uchodzili za wielkie talenty i jawili się jako obiecujące inwestycje (Mattia Caldara, Andrea Conti). Poza nimi jednak Milan zasilały tabuny piłkarzy przeciętnych, co jasno pokazywało, w jakim kierunku zmierza klub. Fabio Borini, Andrea Poli, Andrea Bertolacci (ściągnięty za ponad 20mln euro!), Mattia Destro, Salvatore Bocchetti, Gianluca Lapadula, Gabriel Paletta. Każdy choć trochę interesujący się włoskim calcio kibic wiedział, że żaden z nich nie okaże się zbawieniem i nie będzie dźwigał na swoich barkach topowego klubu europejskiego. Efekt? Milan przestał być topowym klubem europejskim.
Od przyjścia Stefano Piolego jesienią 2019 roku, Milan rozpoczął błyskawiczną wędrówkę na szczyt, zdobywając w kolejnych sezonach dwa wicemistrzostwa i upragniony, odzyskany po długich jedenastu latach, tytuł. Efekt pracy urodzonego w Parmie szkoleniowca pokazał jasno, że w dzisiejszych czasach kluczem nie jest stawianie na rodzimych piłkarzy, tylko stawianie na piłkarzy dobrych. Lub rozwijanie ich umiejętności. Niemniej jednak stopień zaniedbania przez władze klubu tego czynnika jest zatrważający. Do tego stopnia, że 13 marca 2023 roku w meczu z Salernitaną doszło do sytuacji bez precedensu. Wyjściowa jedenastka Rossonerich składała się wyłącznie z obcokrajowców.
Co dalej?
Z roku na rok coraz mniejsza staje się ogólna liczba Włochów w kadrze Milanu, co niepokoi o tyle, że w ostatnich latach klub miał już spore problemy ze zgłoszeniem kompletnej kadry do europejskich pucharów, gdzie i tak wymogi pod kątem minimalnej liczby rodzimych piłkarzy nie są zbyt wygórowane. To wszystko dzieje się w czasach, gdy wszyscy głośno mówią o konieczności szkolenia, wychowywania zdolnej młodzieży, stawiania na swoich. Milan w poprzedniej dekadzie stał się włoskim średniakiem, na pęczki ściągał piłkarzy słabych lub przeciętnych, którzy w normalnych okolicznościach nie mieliby prawa założyć czerwono-czarnej koszulki. I o dziwo nikt nie wpadł na pomysł, aby mocniej postawić na rozwój młodzieży obecnej w klubie lub pozyskać po prostu kilku dobrych, sprawdzonych w Serie A Włochów.
Obecnie sytuacja pod kątem włoskości kadry Rossonerich wygląda jeszcze gorzej, a o sile drużyny stanowią prawie w całości przedstawiciele innych narodowości. Pewniakami do pozostania na nowy sezon są w zasadzie tylko Marco Sportiello i Davide Calabria. Przyszłość Matteo Gabbi, Tommaso Pobegi czy Alessandro Florenziego stoi pod znakiem zapytania, a Filippo Terracciano także jest wielką niewiadomą. I tyle. W minionym sezonie szansę debiutu dostali co prawda wychowankowie: Kevin Zeroli, Davide Bartesaghi i Francesco Camarda, jednak im zdecydowanie bliżej do gry w tworzonej właśnie drużynie Milanu U-23, niż w pierwszym zespole. Plotki transferowe przed zbliżającym się sezonem również prawie w ogóle nie uwzględniają rodzimych zawodników.
Milan przestał być włoski kilka lat temu i z roku na rok sytuacja prezentuje się coraz gorzej. Czy w dzisiejszych czasach ma to znaczenie? Ma. Czy kluczowe? Z całą pewnością nie. Jednak dużo łatwiej kibicom utożsamiać się z drużyną, której zawodnicy utożsamiają się z nimi. Albo przynajmniej pochodzą z tego samego kraju. Romantyczne czasy, gdy drużynę można było zbudować w oparciu o wychowanków, czy o zawodników jednej narodowości bezpowrotnie minęły. Jednak wszystko jest kwestią proporcji. Milan pewnie już nigdy nie będzie miał drugiego Paolo Maldiniego, Alessandro Costacurty czy Franco Baresiego. Ale przecież nie tak dawno o sile drużyny stanowili Bonaventura i Romagnoli. Zdecydowanie kilku podobnej jakości piłkarzy byłoby na początek wystarczających, aby zacząć przywracać Rossonerim włoski pierwiastek. W przeciwnym razie Squadra Azzurra nadal będzie radziła sobie bez piłkarzy Milanu, a wszyscy kibice czerwono-czarnych będą dalej musieli udawać, że nie zazdroszczą sąsiadom zza miedzy.
AUTOR FELIETONU: Łukasz Majchrowski
Teraz żaden z naszych kilku Włochów nie zasługuje na powołanie, więc nie ma tematu.
Potem się okazuje że gracz trafia do jakiejś Fiorentiny czy Lazio za pół z tego co my mieliśmy płacić
- Wychowankowie Milanu najczęściej odpalają... po odejściu z klubu, tak jak Darmian, Cristante czy Bellanova. Z czego to wynika? To również złożona sprawa. Nieczęsto wychowankowie przebijają się do pierwszego zespołu i muszą szukać swoich szans z klubach niższego szczebla, w których po kilku latach niektórzy objawiają swój potencjał.
- Sztandarowy prodfut akademii Milanu stwierdził, w wieku niewiele ponad 20 lat, że klub który płaci mu 6 mln na sezon, jest dla niego za biedny.
- Bardziej opłaca się kupować piłkarzy z zagranicy, którzy na podobnym poziomie co włoski ligowiec kosztują często dużo mniej. Wariaci typu Cairo windują ceny, bo mogą. Przepisy im w tym pomagają.
Co do wychowanków, którzy później odpalają. Na to wpływu nie mamy. Ale za Darmiana później Inter zapłacił jakieś śmieszne pieniądze, ale nas taki zawodnik nie interesował, bo stary. Już to pisałem, ale my jesteśmy w jakimś dziwnym rozkroku. Niby stawiamy na młodych, ale na nich nie zarabiamy (w takiej sytuacji Leao powinien od dwóch lat grać w United czy innym PSG), a doświadczonymi zawodnikami gardzimy (Acerbi, Hummels), bo… nie można na nich zarobić.
Chodziło mi o to, że Donnarumma jest przykładem Włocha, który mógłby grać w Milanie, ale nie gra. To unikatowy przypadek, odrębny od pozostałych opisanych.
Odnośnie Darmiana itd. głupie wytłumaczenie, ale według mnie obecna sytuacja to też kwestia zwykłego... pecha.
Myślę, że to stwierdzenie jest esencją tego felietonu. Teoretycznie globalizacja zażera futbol, ale posiadanie w klubie piłkarzy, którzy mają wpojony pewien konkretny etos (wychowankowie klubu), czy też po prostu mają "know-how" jak radzić sobie we Włoszech (wychowankowie włoscy) - jest kluczowe i z tego względu myślę, że opisywany problem wykracza poza kierowaniem go tylko do kibiców włoskich.
To powinna być podstawa, baza tożsamości drużyny. Można ściągać masę obcokrajowców, ale zanim oni się wdrożą, przystosują i przyswoją - musi upłynąć trochę czasu, z miejsca nie zawładną szatnią gdy nie są doświadczeni i ukształtowani.
A szatnia wg. mnie powinna być włoska i językiem wiodącym w szatni powinien być język włoski we włoskim klubie. W Milanie to się srogo zatraciło ostatnimi czasy. Upatruję nadzieję, że Milan U-23 odwróci ten proces, jednak będzie to proces długoterminowy.
Na bramkę, lewą obronę/wahadło, stopera, b2b, mezzale by się kogoś znalazło, ale obecnie ze świecą szukać jakościowych lewo i prawoskrzydłowych, 9, prawego obrońcę czy 6. Po prostu włoski rynek w ostatnich latach jest szczególnie wąski i pomijając względy rejestracji nie ma sensu wydawać więcej za gracza o danej jakości, skoro można kupić innego o podobnej klasie za mniejszą kwotę. Już nie wspominając o Serie B w której mało jest młodych włoskich graczy pełniących ważniejsze role przez co ciężko stamtąd odławiać ciekawsze prospekty.
No nie do końca. Athletic Bilbao sobie radzi na zdecydowanie mniejszym „obszarze”.
Jakby mieli oficjalnie swój kraj to myślę, że obecni piłkarze z Hiszpanii reprezentowali by jednak Basków ;]
Kiedys czytalem ze nawet rodowici baskowie maja problem z gra w Athletic Bilbao. Wg ich koncepcji kazdy musi byc urodzony na bakijskiej ziemi, dlatego taki Gabi Veiga nie mogl grac lub przeniesc sie na San Mames.
Ktoś umie wyjaśnić transfer Alvaro Djalo? Hiszpan afrykańskiego pochodzenia urodzony w Madrycie, wychowanek Bragi.
Jak do tego doszło nie wiem :P
Niby jak miał 3 miesiące to rodzice przeprowadzili się do Kraju Basków i tam w lokalnych klubach zaczynał treningi.
Ten Djalo trenował u basków po prostu. Tak samo grali baskowie z wenezuelskim paszportem etc ;]
By the way Nico Williams powiedział, że w Bilbao czuje się dobrze i nie pali mu się do odejścia
Taki Athletic to chyba jedyny znany przykład z czołowych lig Europy, więc to bardziej taki "rodzynek" zwiastujący totalny zmierzch takiego podejścia, bo w dobie social mediów można być gwiazdą Serie A i mieć miliony fanów np. z Azji czy Ameryki Pld.
Wtedy wszystkie drużyny musiałyby się bardziej skupiać na kształceniu wychowanków.
A co więcej zróżnicowanie transferowe w Europie byłoby dużo lepsze bo w tej chwili każdy chce iść do Anglii i tam grać a po wprowadzeniu tego przepisu nie byłoby tyle miejsca dla obcokrajowców więc siłą rzeczy najlepsi zawodnicy musieliby zostać "rozmieszczeni" w różnych zespołach a nawet w różnych ligach. Moim zdaniem dzięki temu poziom rozgrywek w każdym kraju miałby szansę się wyrównać.
Takie jest moje zdanie, ciekawy jestem jak się na to zapatrujecie.
PS. To że Milan nie ma przedstawicieli w reprezentacji oraz, że w kadrze drużyny jest tak mało Włochów to jest po raz kolejny wynik zarządzania klubem. Maja być pieniążki i wyniki a reszta jest mało ważna.
Bez "pieniążków" nie będzie wyników, a skoro kupując graczy zza graniczy płacisz mniej za transfer jak i za pensję ('decreto criscita' + chore wyceny przez włoskie kluby), to tylko głupi by tak nie robił. Sentyment sentymentem, ale w biznesie kasa > wszystko.
Ale faktycznie ten trend jest zauważalnie smutny od kilku lat, ale przynajmniej przez te ostatnie lata mieliśmy trenera-Włocha.
A teraz nawet to nam zabrano.